22 hours shoot
Przyszedł czas na realizację kolejnego filmu, którego niestety nigdy w życiu nie zobaczycie! hehe Strasznie tego nie lubię, ale czego się nie robi dla pitosu i ładnych hostess. Ich szczerze powiedziawszy też nie zobaczycie, bo miały na sobie logo klienta, którego z powodów prawnych widzieć nie jest Wam dane! Niezłe jajca, co?
Ruszyliśmy z Warszawy o 19, ja i mój kumpel Wasiu, specjalista od pojedynków dron-mewa. Mknęliśmy do trójmiasta autostradą łamiąc wszelkie przepisy jakie tylko udało nam się znaleźć w kodeksie drogowym! A długo ich szukaliśmy, hehe.
Planując wieczorne foty na plaży w słuchawce szefunio mówi mi, hola hola chłopaki, chciałoby się mieszkać w Sopocie, co? Tymczasem zakwaterowni zostaliśmy w Żukczynie! 40km od Sopotu. Nie żeby szefunio tak specjalnie, Sopot i całe trójmiast po prostu pełne od wakacjowiczów, hehe. Dom Młynarza jakby nie brzmiał był całkiem wporzo, mimo tego, ze z początku pocałowaliśmy klamkę, bo recepcja była zamknięta. No ale kto by czekał na jakichś niedobitków do 23:30.
Bez kolacji wieczorem, bez śniadania rano! Poszliśmy spać po 2 w nocy. 3 godziny później koguty zapiały, koniec tego dobrego! O 7 rano musieliśmy być na lokacji i kręcić przygotowania + złapać dronem pustą plażę, Luzik
Cały dzień zleciał w sumie bajecznie. Pogoda sprzyjała, mewy nie dziobały drona, a my zjedliśmy peruwiańskiego steka na obiad. Fote mam tylko śniadanka, słaby ze mnie food lover. Na zdjęciu możecie również podziwiać mój 5 letni telefon od Sonego, który jakby się nie wieszał to dalej działa!
Godzina 18, coś wisi nam nad głową, czuć! Wszystko już prawie gotowe, próby się rozpoczęły, coraz więcej osób z obsługi zaczęło napływać. Wcześniej wspomniane hostessy już przebrane w fikuśne ciuszki i gotowe do akcji. Wszystko pięknie, gdyby nie fakt, że o 19:30 zaczęło sromotnie lać! Strzał w kolano. Spojrzałem na Wasia, który miał się właśnie zbierać do wylotu dronem. Jedno brwi były zmarszczone jak Bałtyk podczas sztormu. Nie mam fot na dowód ale musicie mi wierzyć na słowo.
Zanim event się rozpoczął byliśmy już zmęczeni jak po całej nocy balowania. To była już 13'sta godzina na nogach, a cały tort i ta klasyczna wisienka na jego czubku dopiero przed nami. Godzina 22:30, event trwa od 2,5 godziny, dalej nikogo nie ma. Zaproszonych 600 osób, opaski vip i te sprawy. Ulewa, wichura, lekki chłodek. Gdzie jesteście imprezowicze? Koncert wokalistki przesunięty o pół godziny. E tam, dalej leżymy na leżaczkach. Dodatkowo, o czym wcześniej nie wspomniałem - dowiedziałem się, że muszę z tego dnia zrobić 3 filmy a nie 2 tak jak było zaplanowane. Otóż film, który nagle wskoczył ma być opublikowany na stronie internetowej betheicon ale nie może być na nim ani jednego loga marki, o której nie mogę Wam powiedzieć! Każda ściana, każda atrakcja, każdy bar był oklejony logami i banerami tej marki. Więc hola hola, o co chodzi? Nielada wyzwanie czeka na mnie w montażu, ale luzik, nie takie rzeczy sie robiło! A, ma być gotowy na jutro, lel.
Sama impreza całkiem spoko. Ludzi się troche zebrało, jednakże nie było to nijak zbliżone do planowanej ilości osób. Koncert trochę drętwy, ludzie stali jak kołki. O 2 w nocy złapałem z powrotem zajawe i energia wróciła ale było już trochę późnawo i ludzie zaczęli już opuszczać teren. Całe szczęście mnie i Wasia trzymał zmęczony humor, żarty o kupie leciały od paru godzin a my sami śmialiśmy się już ze wszystkiego. o 2:30 dograliśmy jeszcze pare scenek z hostessami i wio!
Smutna prawda była taka, że wróciliśmy na Domu Młynarza o 4:30, bo po drodze spotkaliśmy bosostopego wędrowca, który opowiedział nam historię o tym jak okrążył całą planetę idąc na bosaka, a my musieliśmy wstać o 9 żeby zjeść śniadanie. Bosostopy to spoko ziomek, polecam.
Fajne drzewo
Foty z drona, które widzieliście wyżej to robota Marcina Wasia, tutaj macie fanpage, zostawiajcie lajki! https://www.facebook.com/HIGHxART/?fref=ts Wbijajcie na moje fejsbuki i instagramy po więcej! Pozdro ze słonecznej Warszawy! :)